Kościół Nawiedzenia NMP w Paczółtowicach

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Perła drewnianej architektury i miejsce cudownego kultu.

W cieniu doliny, gdzie ścieżki wiją się między wzgórzami, stoi świątynia niezwykła, zrodzona z jodłowych bali i wsparta dębową wieżą. Od początku XVI wieku trwa tu drewniany poemat. Kościół Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny to jeden z najpiękniejszych świadków wiary w Małopolsce.

Jednonawowa bryła, z prezbiterium zamkniętym trójbocznie, otoczona jest sobotami. Drewnianym gankiem, który chroni ściany przed deszczem i śniegiem, a jednocześnie zaprasza pielgrzyma do kręgu ciszy. Dębowa wieża, dobudowana w XVII wieku, wyrasta ponad gontowy dach a jej hełm przypomina płomień zawieszony nad doliną.

Wnętrze pełne jest barw i światła. Polichromie na stropie szepczą jeszcze głosem gotyku, a barokowe ołtarze lśnią złotem dawnych epok. Najcenniejszym skarbem pozostaje cudowny obraz Matki Bożej z Dzieciątkiem, przywieziony z dalekiej Rusi. Według legendy konie, które go wiozły, nagle stanęły u progu tej świątyni i nie chciały ruszyć dalej. Uznano to za znak. I tak w Paczółtowicach pozostała Matka, która odtąd miała być Opiekunką tej ziemi.

Od pokoleń wierni przychodzili do Niej ze swymi troskami. Podczas II wojny światowej, w 1944 roku, mieszkańcy wsi mieli zostać rozstrzelani. Według przekazu, dzięki wstawiennictwu Matki Bożej Paczółtowskiej, Niemcy odstąpili od egzekucji. Dziś dziękczynną pamięć niesie tablica wmurowana w ścianę kościoła, lecz prawdziwe świadectwo zapisane jest w sercach.

Zamek Tenczyn w Rudnie na tle Tatr

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Dzisiejszy sierpniowy dzień oddychał niespokojnym rytmem natury. Z porannych wieści o pierwszym śniegu na Kasprowym Wierchu niewiele pozostało. W żlebach Wysokich Tatr śnieg trwał niczym znak wieczności. Subtelny, lecz niezniszczalny, tak jak sama góra. Białe wspomnienie lata, które przemienia się w jesień.

Silny północny wiatr niósł w sobie suchość i świeżość, jakby chciał zetrzeć z krajobrazu resztki lata i przypomnieć o bliskości jesieni. Rankiem chmury, ciężkie i niskie, osiadły na tatrzańskich grzbietach, jakby strzegły ich potęgi i nie chciały dopuścić wzroku człowieka do tej odwiecznej tajemnicy. Powoli, majestatycznie, zaczęły spływać ku południu.

Około siedemnastej niebo nad Słowacją przemieniło się w scenę, na której Tatry ukazały się w pełnej sile. Chmury stały się tłem, a góry aktorami, promieniującymi własną prawdą. Bielskie Tatry jeszcze pływały w ostatnich obłokach, jakby nie chciały całkiem porzucić swej intymności. Między Hawraniem a Muraniem przesuwały się niesione powiewem wiatru, a z widocznego na Łomnicy obserwatorium, można było spojrzeć na ten spektakl z góry. Jakby człowiek choć przez chwilę mógł oglądać świat oczyma nieba.

W tę epicką scenerię wpisał się Zamek Tenczyn. Jego mury, wciąż stojące mimo upływu stuleci, dopełniły obrazu. Przypomniały, że historia i natura są splecione w jednym dramacie. Dawniej, gdy drzewa wokół niego były niskie, widok ten musiał być jeszcze pełniejszy, jeszcze bardziej nieokiełznany.
(24 sierpnia 2025)

Sierpniowy wieczór na Osiedlu Flagówka

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Sierpniowy wieczór spłynął na Osiedle Flagówka w Libiążu ciężką, aksamitną masą, nabrzmiałą wonią ziół i gorącem dnia. Powietrze było lepkie od aromatu macierzanki i mięty, które, niczym szare ćmy, krążyły nad łąką i wpełzały do otwartych okien. Zieleń drzew, napęczniała od soku lata, zdawała się pulsować, jakby pod korą biły powolne, gorące serca.

Na niebie chmury, grube i miękkie jak stłoczone owce, rozsuwały się z oporem, odsłaniając wąską, strzelistą ranę. Z tej rany wypływała poświata wschodzącego księżyca jak gęste złoto, które ściekało po liściach i dachach, rozlewało się w bruzdach ulic, zastygało na szybach domów w cienkich, metalicznych powłokach. Osiedle, uwięzione w pierścieniu zieleni, drżało cicho pod naporem tej nocnej iluminacji.

Zioła z libiąskiej łąki, rozgrzane wspomnieniem dnia, wysyłały w powietrze ciężkie, senne opary. Wplatały się w mrok i światło, tworząc tkankę snu rozpiętą nad całym wzgórzem. A gdzieś w tej tkaninie, w samym środku jej drżącej struktury, miasto rosło jak roślina wyciągająca się ku niewidzialnemu słońcu.
(8 sierpnia 2025)